10 pomysłów na to, jak znaleźć dobrego nauczyciela jogi
Dobry nauczyciel jogi nie zawsze równa się dobrej szkole jogi. Jak ich znaleźć? Oto jogowe fakty i mity napisane z perspektywy wieloletniej uczennicy, a nie nauczyciela. Kolejność wpadek dowolna.
1. Certyfikaty jogina miewają nawet dzieci
Nauczyciel jogi musi mieć charakter i osobowość, ale przede wszystkim musi mieć dokumenty potwierdzające jego umiejętności i wiedzę. W Polsce jest kilka instytucji certyfikujących takie osoby. Nauczyciel jogi musi najpierw uczyć się, czyli terminować pod okiem swojego nauczyciela z wybranego systemu jogi, a potem zdać egzamin. Nie dajcie się nabrać na opisy w internecie typu „uczestnik warsztatu takiego to a takiego”. Sama jeżdżę na wiele warsztatów jogi i nawet mam kilka certyfikatów/dyplomów, ale to jeszcze nie daje mi prawa do nauczania grupy ludzi starożytnego systemu asan! Ba, moja 5-letnia córka ma dyplom z jogi po 3 dniowych warsztatach w górach! Na szczęście ona próbuje uczyć tylko dzieci w przedszkolu „psa z głową w dół”. Wielu dorosłych idzie krok dalej i podaje się za nauczycieli, a nawet z braku lepszego zajęcia zakłada swoją szkołę. Czytajcie wnikliwie w internecie opisy nauczycieli do których dopiero macie iść na zajęcia. Nie dajcie się zwieść opisom w stylu „z jogą zetknąłem się gdy miałem poważne problemy ze zdrowiem, a teraz jako nauczyciel bla, bla, bla”. Liczą się twarde fakty: skany dyplomów, nazwiska nauczycieli, cerytfikaty. Jeśli ktoś się tym nie chwali tylko pisze historię swojego życia – oszczędźcie sobie.
2. Od takiej osoby warto się uczyć
Nauczyciel jogi musi mieć to coś – charakter, charyzmę, dar. Musi umieć przekazywać wiedzę, porywać uczniów i zachęcać do doskonalenia się. Jeśli sam nauczyciel pije alkohol, pali papierosy lub stosuje inne używki i zatruwa swój organizm – nie jest dobrym przykładem. Wystarczy, że lekarze nie świecą w dzisiejszych czasach przykładem, niech chociaż jogini będą. Jest wiele nauk o tym, jaki nauczyciel jogi powinien być, od tego, że skromny, po takiego, który ma inspirować. Dla mnie najważniejsze, by nauczyciel jogi miał to coś, co między nami zaiskrzy. Jeśli przychodzę na zajęcia, a prowadzący mnie nie widzi, nie dotyka, nie przejmuje się podczas zajęć moim poprawnym ułożeniem ciała – to drugi raz nie dam mu szansy. Joga to nauka poprzez doświadczanie swojego ciała. Jeśli nauczyciel nam nie daje tej nauki, to właściwie udział w zajęciach jest czysto fizycznym doznaniem na poziomie aerobiku czy innego pilatesu. Bez ducha i energii jest to jedynie praca z ciałem i czasami oddechem.
3. Znajomość anatomii, czyli pokaż mi gdzie masz swoje 3 bandhy
Nauczyciel jogi powinien znać się na ludzkim ciele i to nie tylko na poziomie absolwenta AWF-u czy innej rehabilitacji, ale o wiele, wiele bardziej. Powinien podczas zajęć wspominać o oddechu, czyli pranayamie (różne systemy różnie to nazywają, ale głównie o oddech w różnych konfiguracjach tu chodzi). Nie mówić tylko: „oddychajcie”. Powinien tłumaczyć oddech w asanie i jego potrzebę. Powinien także wspominać o bandhach (przynajmniej podczas pierwszych 10 zajęć!), a już „wypasem” byłoby, gdyby wspomniał o mudrach (pieczęciach). Ale nie wymagajmy za dużo. Ogólnie wystarczy, by nauczyciel pilnował oddechu swoich uczniów, zwracał im na niego uwagę, napominał i wskazywał, jak go wydłużać. Jeśli już na pierwszych twoich zajęciach z jogi nikt się nie zająknął o oddechu – odpuść sobie i znajdź innego nauczyciela.
Nauczyciel jogi powinien wiedzieć, jak działa ciało w jodze, jakie mięśnie biorą udział podczas wykonywanej pracy i jaki zakres jest wykonywanych ruchów. Są uczniowie, którzy ledwie potrafią się schylić do swoich stóp i tacy, którzy od razu potrafią „zwinąć się w chińskie dziewięć”. Nauczyciel powinien po pierwsze dostosować pokazywane asany do grupy, a osobom mniej wysportowanym zaproponować lżejszy wariant asany. Oczywiście cudownie by było, gdyby pokazał też ostateczną wersję asany, do której należy dążyć. Zdarza się, że jakiś uczeń ją wykona.
Pamiętajmy, że joga to ciało, umysł i oddech w jednym miejscu i czasie. Zdarzyło mi się kiedyś wybrać na zajęcia z jogi podczas pobytu w 5-gwiazdkowym hotelu. Na lekcji przestraszona pani instruktorka próbowała wykonywać jakieś ruchy zbliżone do pilatesu. Gdy zapytała w jakim systemie jogi praktykuje, spojrzała na mnie z przerażeniem. Nie bójcie się pytać, dociskać i drążyć. Okazało się, że pani jest instruktorką fitnessu, której manager kazał prowadzić jogę, bo tego sobie życzą bogate panie w tym hotelu. Do bogatych nie należę, ale zaproponowałam dziewczynie coś od siebie – zaproponowałam, że pokażę jej pierwszą serię z ashtanga jogi i przejdziemy ją we dwie, żeby chociaż trochę miała pojęcie o tym, co w jodze piszczy. Po zajęciach rozentuzjazmowana obiecała zasubskrybować kanał YouTube Kino MacGregor.
4. Wywiad środowiskowy jogina
Nim wejdziesz na salę do jogi, nauczyciel powinien przeprowadzić z tobą wywiad. Dopytać się o przebyte choroby, schorzenia, uzależnienia, przyjmowane leki, trudności. Tak wiem, że w dobie karty Benefit i ciągle zmieniających się uczniów niczym na karuzeli – to trudne. Ale jednak z mojej perspektywy – ucznia jogi – niezbędne dla mojego dobra. Przecież moje ciało za chwilę będzie wyginało się w nieprawdopodobnych pozycjach – jeśli nauczyciel nie będzie wiedział o uszkodzonym kręgosłupie, nawracających migrenach czy menstruacji, to na bank każąc nam stanąć na macie na głowie (jak ma dobry dzień, to pod ścianą) będzie tylko i wyłącznie trenerem fitnessu, a nie opiekunem naszego ciała i umysłu. Krzywda, która może nam się stać na jodze jest ogromna. Uszkodzenia – poważne. Nie można bagatelizować naszych dolegliwości. Nawet duży stres i nerwy w pracy mogą negatywnie wpływać na nasze ciało i blokować nasze rozluźnienie w pozycjach. Jeśli mimo to chodzisz na jogę, a twój nauczyciel od tygodni nie zapytał się o twoje zdrowie – odpuść sobie. Nie znaczy to, że dobry nauczyciel powinien nam urządzać sesje terapeutyczne niczym psycholog. Jogini to też ludzie i wcale nie muszą zgarniać całej negatywnej energii i narzekań swoich uczniów. Ważny jest balans, pomiędzy narzekaniem na swoje problemy w małżeństwie, a urazem kręgosłupa.
5. Jogin to nie fashionistka, ale o ubranie dbać musi
Bezpieczeństwo w jodze to podstawa. Na macie ćwiczymy na boso. Nigdy w skarpetkach. Nawet jeśli jest bardzo zimno! To kwestia bezpieczeństwa. Wystarczy delikatnie się pośliznąć, a uraz kostki czy kolana murowany. Jeśli nauczyciel nie zwraca uwagi na to, w co ubrani są jego uczniowie (skarpetki, bluzy, za ciepłe spodnie dresowe, koszulki opadające na oczy w pozycjach odwróconych) to nie jest to dobry nauczyciel. Jogin nie musi się ubierać modnie, w najnowszą linię oddychającej odzieży przeznaczonej do jogi. Nawet bawełna jest ok. Byle było wygodnie i bezpiecznie. Opadające koszulki na oczy podczas stania na głowie mogą przestraszyć niejednego ucznia i wzbudzić w nim niepotrzebny oględnie mówiąc „dyskomfort”.
6. Dobry nauczyciel jogi powinien umieć to robić
Niech cię nie odrzuca golizna na zajęciach. Nauczyciele od jogi sporo asan muszą pokazać precyzyjnie. Dlatego albo występują w kusych spodenkach (szczególnie ci od Iyengara) albo w kusych topach (przodują ci od ashtangi). Nauczyciel jogi zwykle pozycje najpierw pokazuje na sobie, a potem dopiero każe robić je uczniom. Zawsze przecież znajdzie się taki uczeń, który nie potrafi sobie wyobrazić co znaczy komenda „głowa w pozycji ryby, ręce jak u mumii, stopy do pingwina, a lędźwie uniesione”. Joga to nie klasówka z geografii, że pani chodzi wzdłuż ławek i zagląda, co tam każdy uczeń sobie nabazgrał. Dobrze, jeśli nauczyciel wręcz prosi uczniów by podeszli do niego i dostrzegli ten czy inne niuans ciała, ułożenie dłoni czy stóp bądź napięcie konkretnych mięśni. Jeśli nauczyciel się przejmuje – powinien pokazać też jakieś nieprawidłowe ułożenie ciała. Kiedy uczniowie przystępują do ćwiczenia – powinien nie mieć oporów nas dotykać i korygować nasze ułożenie ciała. Nauczyciel, który nie dotyka, to nauczyciel albo niepewny swej wiedzy albo skupiony na sobie bubek.
Zdarza się też typ nauczyciela jogi typu „zarozumiały bubek”. Zwykle to ktoś, kto ma piękne ciało i każe swoim uczniom je podziwiać i pożądać. „Patrzcie jak potrafię wspaniale zwinąć się w precelek” zdaje się krzyczeć całym sobą. Nauczyciel na zajęciach nie robi swojego treningu, nie ma zapominać o tym, że uczniowie są słabsi i nie potrafią. Jeśli prowadzący jogę ćwiczy ją dla siebie i odnosisz wrażenie, że nie jesteś mu do szczęścia potrzebny, to odpuść sobie. Raczej już cię na macie nie dostrzeże. Po co więc masz płacić za to, że ktoś cię jawnie ignoruje?
7. Ile fabryka dała, czyli challange
Joga dla wielu osób to niezły challange. Prawdziwy wyścig po złoto i fit sylwetkę (szczególnie uczniów ashtanga jogi). Pamiętajmy, że joga to relaks i ćwiczenia pomagające nam w utrzymaniu sprawnego ciała. Powtórzę – sprawnego! A nie obolałego czy skontuzjowanego. Dlatego nauczyciel jogi powinien umieć dostosować zajęcia do poziomu swoich uczniów. Jeśli nie udało nam się na lekcji wykonać jednej lub drugiej asany – zapytajmy o to prowadzącego po zajęciach. Powinien nam udzielić odpowiedzi. Nie rozglądajmy się po sali – kto zrobił to lepiej od nas. To nauczyciel ma nam pomóc to wykonać. Każdy z nas ma możliwości ograniczone swoim ciałem. Nauczyciel powinien znać te ograniczenia i wspierać nas w przezwyciężaniu ich. Z drugiej strony powinien być rozsądny. Zdarzyło mi się zrezygnować z nauczyciela jogi, który miał większy challange z mojego ciała niż ja. Gdy mi wystarczyło rozciągnięcie do pewnego poziomu, nauczyciel ten dociskał mnie bardziej, aż do tendencji do przeprostów. Pamiętajcie – uczeń na jodze to nie chiński akrobata czy japoński pianista – to człowiek, który przychodzi na zajęcia się odprężyć, a nie brać udział w zawodach iron mena. Ceńmy nasze ciało i nie pozwalajmy nauczycielowi, by nas zbyt intensywnie doginał. Ból jest na jodze niepożądany. Jeśli po jodze boli was coś bardziej, niż zwykłe zakwasy – to znaczy, że albo korekta nauczycielska była zbyt mocna albo nie było jej wcale.
Zdarza się, że po zajęciach odnoszę dziwne wrażenie, że wszystkie pozycje proponowane po sobie były przypadkowe, to także rezygnuję z ciągu dalszego. Joga to przepływ energii. A to oznacza, że najpierw pojawiają się ćwiczenia rozgrzewające, potem rozciągające, a potem wprowadzające do asany lub cyklu asan (np. stojących, odwróconych czy wygięć). Nie może być tak, że najpierw na zajęciach robisz skręty i skłony, a na koniec dopiero rozgrzewasz mięśnie z wysiłku. Wyjątkiem jest siawasana na koniec, czyli dłuższy relaks. I on za to musi być po każdych zajęciach. Jeśli go nie było – to winę ponosi nauczyciel, który nie wymierzył czasu zajęć. To duży błąd w sztuce. Powtarzany prowadzi do blokad w ciele.
Jeśli czujesz, że zajęcia z jogi w których uczestniczyłeś były jakimś chaosem i nie kleiło się to w jedną całość, to znaczy, że nauczyciel nie był przygotowany do zajęć, nie miał celu i wymyślał wszystko na gorąco. Chciałbyś, żeby ktoś w taki chaotyczny sposób tłumaczył twojemu dziecku matematykę? Posłuchaj swojego serca i odpuść sobie.
8. A tak właściwie to o czym były te zajęcia?
Proste komendy i jasny przekaz – to w jodze podstawa. Nauczyciel jogi musi wiedzieć o co mu chodzi i musi umieć to przekazać. Jeśli jesteś na zajęciach i ni w ząb nie masz pojęcia, o co chodzi, to daruj sobie te zajęcia. To nie ty masz problem. To nauczyciel jest do bani. Musi umieć nazwać to, co robi i czego od swoich uczniów oczekuje. Nawet jeśli zajęcia są po angielsku.
Ostatnio byłam na lekcji jogi, któraą prowadził nauczyciel z Ukrainy. Nic do niego nie miałam. Mówił wybitnie dobrze, jak na Ukraińca po polsku, ale to nie to samo co mówić po polsku. Poza śmiesznymi komendami „wdych” i „wydych” lub „legajmy teraz”, co można wybaczyć z oczywistych powodów przy jednorazowych zajęciach, to jednak na dłuższą metę – warto odpuścić sobie. Szczególnie, gdy usłyszałam, że w tej asanie napinają się „patery”. I nie mam pojęcia czy chodziło o bandhy, przeponę, mięśnie czy jeszcze coś innego. A może po prostu coś nie zrozumiałam z oczywistego powodu lekkiej bariery językowej? Tak czy siak – szkoła jogi dla mnie spalona. Choć po zajęciach zapraszali na „jogińskij czaj z samowara”.
9. Czas to nie zawsze pieniądz, choć takim może się okazać
Zajęcia jogi trwają od godziny do nawet kilku godzin. Warsztaty jeszcze dłużej. Dobry nauczyciel jogi powinien mieć czas dla swoich uczniów przed i po zajęciach. Choćby przysłowiowy kwadrans. Odpowiedzieć na pytania, ucinać gadki-szmatki o pogodzie. Być uważnym i mądrym. Ucznia, który brał po raz pierwszy udział w zajęciach powinien zatrzymać po lekcji i poprosić o podzielenie się wrażeniami i odczuciami. Ja rozumiem, że niektórzy nauczyciele nie mają czasu, bo biegną na kolejne zajęcia lub mają kiepsko ustawiony grafik. Ale znów się powtórzę – joga, to nie aerobik. Tutaj liczy się osobisty kontakt nauczyciel-uczeń i zdobywanie wiedzy także podczas rozwiewania wątpliwości czy wyjaśniania trudnych zagadnień. Wiem, że idealna byłaby sytuacja, w której ciekawy uczeń wynajmuje sobie nauczyciela i płaci mu za godzinę korepetycji czy korekt. Ale zwykle taki cennik nie jest nigdzie napisany, a nauczyciel liczy, że uczeń się domyśli. Zwykle tak nie jest. Dlatego drodzy nauczyciele, proszę was, o chociaż kwadrans w komfortowych warunkach na zadawanie pytań. Dzielcie się wiedzą nie tylko za pieniądze. Choć osobiście wiem, jak kiepsko zarabiacie i ile pieniędzy wydajecie na własne dodatkowe kursy doszkalające. Jeśli jednak nie podarujecie uczniom czasu, to oni nie odwdzięczą wam się dobrą energią i głodem wiedzy.
10. Miejsce musi być przyjazne, czyli ciepło, sucho, czysto
Szkoła jogi nie musi od razu przypominać kurortu na Goa, ale powinno być czysto i ciepło. Tak, ciepło. Nie może w zimie być uczniom zimno, bo kaloryfery ledwie dają radę, a w lecie… zimno, bo klimatyzacja działa na maksa. Joga to ciepła energia i praca z mięśniami, które rozgrzewają się w cieple. Raz w lecie tak mnie zawiała klimatyzacja, że miałam zapalenie mięśnia szyjnego. A wszystko to w trakcie stania na głowie pod wylotem klimatyzatora, gdy na dworze było 35 stopni! Nie zawsze lubimy wysoką temperaturę, ale w szkole, do której chodzimy powinno być ciepło. To dla dobra naszych mięśni. Jeśli nauczyciel nie potrafi zadbać o tak podstawowy warunek, to powinien albo się zwolnić z takiego miejsca, ale po prostu my nie powinniśmy do niego chodzić, bo nie zna się na ludzkiej anatomii.
Podobnie sprawa ma się z argumentem typu „sucho”. Odpadają sutereny, piwnice, garaże, poddasza i inne industrialne miejsca, które na zdjęciach może i wyglądają szałowo, ale podczas praktyki wywołują dyskomfort. Zdarzyło mi się ćwiczyć w różnych miejscach podczas warsztatów czy wyjazdów i wtedy miejsce ma mniejsze znaczenie, liczy się poziom zdobywanej wiedzy. Jeśli jednak nasze codzienne miejsce do jogi jest brudne, brak toalet czy panuje wilgoć czy nieporządek, to omijajmy je szerokim łukiem. Choćby nauczyciel wydawał się najlepszy na świecie.
Zdarzyło mi się kiedyś przyjść na zajęcia z vinyasa jogi do szkoły. Liczyłam na zajęcia na Sali gimnastycznej. Tymczasem lekcja „nomen omen” odbyła się w klasie do nauczania początkowego, gdzie ławki i krzesełka było poustawiane pod ścianami. Klasa obok służyła za koedukacyjną przebieralnię. Kiedy osoby w ostatnich rzędach skakały do chaturanga dandasany to piętami przewracały pojemnik na kredę pod biurkiem pani nauczycielki. Koszmar.
Dobra szkoła jogi to także klimat i dobra energia, a nie nerwy wynikające z niedogodności leżących po stronie organizatora, czyli w tym przypadku nauczyciela.
WAŻNE
W wyborze dobrego nauczyciela kierujcie się zarówno rozumem, jak i sercem. Ważne, byście kogoś lubili, by ta osoba dawała wam radość i wsparcie, by była waszym starszym bratem, a nie znudzonym systemem belfrem. Zwracajcie uwagę na szczegóły i nie przejmujcie się wpadkami. Szukajcie, aż znajdziecie. A wtedy będzie to prawdziwa miłość na lata.
PS. Dziękuję wszystkim moim wspaniałym nauczycielom jogi – ten tekst nie jest o was. To odezwa do tych wszystkich moich nauczycieli, których opuściłam z uwagi na bezpieczeństwo mojego ciała i umysłu.